Korzystając z długiego majowego weekendu wybraliśmy się na odkładaną wycieczkę pt. Szwecja dla dzieci promem z Gdyni do Karlskrony. Plan wycieczki był prosty: z piątku na sobotę płyniemy promem do Szwecji, w sobotę zwiedzamy miasto i dzieci bawią się w centrum rozrywki, a wieczorem z powrotem na prom, który w niedzielę rano odstawia nas z powrotem do Gdyni.
Jeszcze zanim dojechaliśmy na prom, mieliśmy okazję i niekwestionowaną przyjemność dojechać z Warszawy do Gdyni samymi autostradami, a to dzięki nowo oddanemu odcinkowi Stryków – Toruń. Powiedziałbym że, jak na Polskę, to wydarzenie bez precedensu :-). Wygodnie i bez szczególnego pośpiechu pokonaliśmy 450 km płacąc za to niecałe 30 zł. Zarówno w piątek około południa, jak i w niedzielę koło południa, nie było żadnych korków na bramkach. Promocja cenowa będzie trwała aż do oddania stacji benzynowych i MOP’ów przy autostradzie, które na razie są nieczynne – warto to wziąć pod uwagę tankując pełen bak paliwa i planując podróż z dziećmi…
Wrażenie przy odprawie i wejściu na prom było bardzo pozytywne. Dobrze zorganizowany terminal, szybki odbiór zarezerwowanych biletów, miła obsługa kierująca do wejścia oraz na promie do naszej kabiny.
To była nasza pierwsza podróż takim dużym promem, więc wszystko co widzieliśmy było bardzo interesujące – zarówno dla dzieci jak i dla nas dorosłych. Sam załadunek pojazdów to majstersztyk organizacyjny – jeszcze przed otworzeniem ramp wjazdowych pojazdy po odprawie czekały w równych rzędach na możliwość wjazdu. Po otworzeniu ramp ciężarówki oraz pojazdy osobowe jednocześnie zaczęły wjeżdżać na dwa poziomy promu. Równolegle operatorzy małych ciągników siodłowych zaczęli wprowadzać przygotowane wcześniej „samotne” przyczepy. Patrząc na to z góry miało się wrażenie jakby to było zurbanizowane mrowisko.
Organizacja na promie wygląda jak w hotelu – elektroniczne bilety otwierające drzwi do kajuty. Zamówione wcześniej barierki do łóżek dla dzieci już na nas czekały. Pierwszym (i na szczęście ostatnim) zgrzytem było hałaśliwe towarzystwo – na promie byli różni ludzie, część była „po spożyciu” i głośne imprezy przenosiły się na wąskie korytarze. Na szczęście po pierwszej interwencji u obsługi imprezy przeniosły się gdzie indziej.
Ciekawym elementem na promie, oprócz trzech „normalnych” restauracji było „Trucker Lounge” czyli knajpa dla kierowców, w której eksponowanym artefaktem był alkomat, do korzystania z którego zachęcały wielkie napisy :-).
Po pobudce tuż po 6:00 i szybkim spakowaniu udaliśmy się na śniadanie – z dziećmi jest to nieproste i wszystko się przedłuża, więc ledwo zdążyliśmy zjeść śniadanie przed przybiciem do kei. Przez to w ogóle nie mogliśmy podziwiać „z góry” wybrzeża i wysp wokół Karlskrony. Podobna sytuacja miała miejsce wieczorem – po wejściu na prom było na tyle późno, że zamiast podziwiać odbijanie od brzegu, to trzeba było iść do restauracji na kolacje. Taki urok podróżowania z dziećmi :-/.
Po zejściu z promu, razem z dziećmi, bagażami i kilkudziesięcioma innymi uczestnikami wycieczki zapakowaliśmy się do autobusu z polską panią przewodnik. Zostaliśmy obwiezieni po najciekawszych miejscach w mieście, gdzie pani przewodnik opowiadała dzieciom związane z nimi historie. Była w tym na tyle dobra, że udało się jej utrzymać zainteresowanie zarówno dzieci jak i rodziców.
Podziwiając ładne i czyste miasto i porównując je do polskich miast, początkowo czegoś mi w pejzażu brakowało. Po chwili zastanowienia zrozumiałem że tam nie ma reklam, przynajmniej dużych i przesłaniających krajobraz i budynki – podziwianie takiej przestrzeni to naprawdę wielka przyjemność…
Specyfiką Karlskrony jest położenie na wielu wyspach oddzielonych małymi zatokami i przesmykami. Przy brzegach wszędzie widać mariny – zupełnie jak na naszych Mazurach, tylko że to jest morze. W takim miejscu to naprawdę żal nie mieć własnego jachtu…
Około 11:00 przyszła kolej na Muzeum Morskie – świetne miejsce, gdzie sam chętnie spędziłbym kilka dni czytając opisy statków i okrętów, historie wojen morskich Szwecji, ratownictwa przybrzeżnego, itd. Z dziećmi zostaliśmy wrzuceni w ścieżkę „przyspieszoną”, tak aby opowiadane historie były krótkie, natomiast dając dzieciom możliwość eksperymentów i zabawy, czego najlepszym przykładem była możliwość samodzielnego montażu statku z różnych elementów.
Po wyjściu z Muzeum, gdzie przed wyjściem zjedliśmy też obiad, i niedługim czasie wolnym przeznaczonym na zakup pamiątek i lodów (których się nie doczekaliśmy ze względu na potwornie długą kolejkę), pojechaliśmy do centrum zabaw dla dzieci „Barnens Lekland”. Jest to obiekt imponującej wielkości i dzieci znalazły tam wszystko czego zapragnęły. Szczególnie zainteresowały się małym miasteczkiem ruchu drogowego z elektrycznymi samochodami, znakami, sygnalizatorami a nawet małą stacją paliw i myjnią automatyczną :-).
Po wyjściu z placu zabaw wróciliśmy autokarem na terminal promowy. Tam czekało na nas niewygodne oczekiwanie na prom który dopiero przypływał. Potem szybki załadunek i kolacja. A po całym dniu zmęczenie zarówno rodziców jak i dzieci było tak wielkie, że wszyscy wyjątkowo zgodnie i bez awantur poszli spać.
Następnego dnia wcześnie rano pobudka, szybkie pakowanie, śniadanie, wyładunek i z powrotem do domu.
Podsumowanie
Jak pewnie można się domyślić z powyższego opisu, tak intensywna wycieczka z dziećmi była dla rodziców dosyć męcząca. Koszt też niemały, bo dla czterech osób (2+2):
- niecałe 800 zł to koszt promu, wycieczki autokarem i zwiedzania oraz centrum zabaw dla dzieci,
- niecałe 400 zł to koszt dwóch kolacji i śniadań na promie (z czego z jednej kolacji można by spokojnie zrezygnować…)
- drobne wydatki na miejscu,
- dojazd W-wa -> Gdynia -> W-wa.
Jednak moim zdaniem atrakcja przepłynięcia się dużym promem, zwiedzanie ładnego miasta jakim jest Karlskrona oraz atrakcje dla dzieci były warte tych pieniędzy i wysiłku, także polecam taką wycieczkę.